czwartek, 5 lipca 2012

Recenzja: Delta Spirit "Delta Spirit"

Pochodzący z San Diego zespół Delta Spirit wypuścił trzecią płytę, zatytułowaną... "Delta Spirit". W osobach, które chciałbyby dostać płytę nagraną na zasadzie: "to samo, tylko więcej", może wzbudzić mieszane odczucia. Mnie zachwyciła i uważam ją za najlepsze z dotychczasowych dokonań zespołu.

Kapela nie dokonała tak rewolucyjnych zmian, żeby całkowicie zmienić stylistykę. Jednak… Na pewno nikt nie powie, że „Delta Spirit” to americana. Oczywiście, jej elementy tutaj pobrzmiewają. Wciąż słyszymy chwilami klimaty alternatywy mieszanej z country, które poznaliśmy na poprzednich dwóch płytach. Ale pojawia się też elektronika (choćby w singlu „California”) i nastąpiło odejście w stronę brzmienia bardziej rockowego niż folkowego. Ze wszystkich tych elementów zespół stworzył całkowicie nową jakość w swojej dyskografii.

Płyta robi znakomite wrażenie od pierwszych taktów i utrzymuje wysoki poziom, aż do ostatnich. Oczywiście, czasem blisko są mielizny, ale kapela nawet na moment się nie zatrzymuje i ani myśli tonąć. Część utworów jest szybka, są jednak i spokojniejsze chwile. Pierwszą balladą na płycie jest „Home”, mniej więcej w jej połowie. Podobnie jak wcześniejsze, z ubiegłych lat, jest delikatna i bardzo melancholijna (choć może nie aż tak poruszająca, jak "Ballad of Vitaly"). Podobnie zresztą, jak „Into the Darkness” czy utwór „Yamaha”, zamykający album z wykorzystaniem delikatnej elektroniki. Ten drugi stanowi zresztą jeden z najbardziej interesujących momentów całości.

Co do żywszych utworów… Gitara w otwierającym album "Empty House" błyskawicznie mnie uwiodła. Wyraziste bębny, które zresztą towarzyszą potem słuchaczowi już przez prawie cały czas trwania płyty. "California" chwyciła mnie za serce w jednej sekundzie. Gdy usłyszałem ją jako zwiastun albumu miesiące temu, byłem oczarowany. Do dzisiaj jestem zachwycony. Atmosfera tej piosenki, tekst, muzyka - wszystkie elementy znakomicie się dopełniają. Zresztą, polecam przesłuchanie jej pod linkiem poniżej. Znakomity wybór singla. "Tellin' the Mind" zapada w pamięć czy się tego chce, czy nie. Szybki, rockowy numer, niespełna trzy minuty skondensowanej energii. Zdarzają się też jednak utwory nieco wolniejsze, choć jeszcze nie ballady – jak „Idaho”, który stanowi komentarz Vasqueza do kryzysu finansowego: „Some say that shit's for dreamers/We pack up our things and make our way to the theater/The suits will drop the ball again/We'll pass a hat and make another plan”.

To oczywiście nie wszystkie utwory na płycie, ale warto ją całą poznać osobiście. I mieć nadzieję, że Delta Spirit pojawią się z koncertem w Polsce raczej prędzej, niż później.

Dla fanów cyferek: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz